niedziela, 31 stycznia 2016

działanie

proszę nie używać zaciemniających horyzont eufemizmów w rodzaju „dowód wdzięczności”. „Dowodem wdzięczności” może być list dziękczynny, bukiet kwiatów, dedykacja w publicznym koncercie życzeń, tort wypieczony własnoręcznie, takoż wyhaftowana serwetka, krawat, złote spinki, jak kogoś na nie stać, a nawet flaszka z syropem malinowym z własnych zbiorów. Odrzucenie dowodu wdzięczności jest ambarasujące tak dla dającego, jak i przyjmującego i nie bardzo wiadomo czy pokazanie wręczajacemu drzwi nie stanowiłoby dla niego obrazy. Nie zapominajmy jednak, że zdecydowana większość pacjentow dra Garlickiego zapłaciła wcześniej za usługę medyczną w postaci wieloletnio opłacanej składki ubezpieczenia zdrowotnego.
‚Dowodem wdzięczności’ z pewnością nie jest koperta wypchana wdowim groszem, czy całą wysokoscią emerytury miesięcznej pacjenta. Dr Garlicki nie gardził jednak niczym i zeznania niektórych świadków wskazywaly na to, że uzależniał podjęcie leczenia od wręczenia mu korzyści materialnej. To, za co został skazany (17,7 tys. zł) było urobkiem zaledwie 2 miesięcy jego pracy przed aresztowaniem i gdyby nie zostało utrwalone przez zainstalowaną kamerę w jego gabinecie, opusciłby dr Garlicki salę sądową jako niewinna ofiara „faszystowskich rządów” nastających na niewinnych lekarzy.
Problem udowodnienia czynów korupcyjnych graniczy niemalże z cudem, jeżeli wręczane pieniądze nie są znaczone, lub nie przyłapie się łapowników na gorącym uczynku. Uczestnicy korupcji, którzy nawet poczuli się do niej zmuszeni, są na etapie dochodzenia do prawdy traktowani jako zwykli podejrzani o przestępstwo i nie należy się dziwić, że nie są skłonnni obciążąć zeznaniami samych siebie, ie szczędząc złorzeczeń pod adresem prokuratury. Korupcja jest złem, z którym należy walczyć i w ramach tej walki – surowo karać. W przypadku zaś korupcji lekarzy – negatywna ocena prawna ściśle koreluje, – zważywszy na osoby i okoliczności- z równie negatywną jej oceną moralną.
Retorycznie (?) nieco jednak zapytam: czy cel powinien i może uświęcać środki ? Czy słuszny postulat walki z korupcją uzasadnia stosowanie wszelkich metod i sposobów, także takich do jakich uciekano się w śledztwie p-ko dr G wobec świadków, a o których coraz więcej informacji wychodzi na jaw ?
Słowo „retorycznie” opatrzyłem znakiem zapytania gdyż ja nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości: Nie.
Moim zdaniem, cel nawet najbardziej słuszny i pożądany nie może i nie powinien stanowić alibi dla działań ocierających się o granice bezprawia czy też tą granicę przekraczających ( etyczną ocenę takich działań pomijam choć i ona nie jest bez znaczenia) , tym bardziej gdy dotyczy to działalności organów państwa, które dysponują wystarczającym zasobem legalnych środków do walki z wszelkimi patologiami. Z korupcją także.
Zazanaczam, że pisząc o działaniach ocierających sie o granice bezprawia nie mam na mysli obrony koniecznej ani działania w stanie wyższej konieczności – gdyz w okreslonych granicach – są to działania legalne.
Zgodzić się wypada, że korupcja w Polsce na styku pacjent – publiczna opieka zdrowotna ma przyzwolenie społeczne i jest tolerowana jako wymuszona lub dobrowolna forma dodatkowego opodatkowania się pacjenta na rzecz usługodawcy. Proceder ten ma długą i utrwaloną tradycję podległości zdeterminowanego pacjenta i jego rodziny wobec panów jego życia i zdrowia. Życie nie ma ceny.
Mam pytania do Ewy – Joanny. Czy fakt powszechności kopertówek wręczanych personelowi medycznemu ma miejsce w prywatnej służbie zdrowia? Wręcz przeciwnie, słyszy się, że wiele prywatnych klinik przeprowadza skomplikowane operacje przywracajace i ratujące zdrowie na granicy usług świadczonych charytatywnie (być może również dla zdobycia pozytywnego rozgłosu).
We współczesnej III RP przepustkę na stół operacyjny w publicznym ośrodku leczniczym b.często uzyskuje się poprzez wcześniejszą wizytę u operującego w jego całkiem prywatnym gabinecie, którą opłaca pacjent z własnej kieszeni.
Cała moralna miałkość dra Garlickiego i jego obrońców polega na tym, iż uważają oni, że ‚dowód wdzięczności’ mu się po prostu należał i był traktowany jako należne uznanie niezwykłej rzadkości świadczonych przez niego usług w publicznej – było nie było – służbie zdrowia. Nalęzał mu się jako świeckiemu cudotwórcy. Taką też opinię wyraził wczoraj publicznie jego laudator – bioetyk prof. Jan Hartman, twierdząc, że te udowodnione drobne!!! kwoty łapówek nie są w stanie pomniejszyć zasług cudotwórcy.

przeszczepy

Ktoś chciał się dowiedzieć, ile przeszczepień serca było w Polsce przed aresztowaniem dr G, a ile po to załączam tekst WW Jędrzejczaka (był opublikowany w Przeglądzie). Dodam tylko, że w ubiegłym roku to było 79 przeszczepień, a kolejka urosła do ponad 400 osób (dane na stronie Poltransplant).
„Bilans Ziobry”
To jest tekst o odpowiedzialności politycznej za podejmowane działania. Jak wiadomo, w lutym 2007 pan Minister Zbigniew Ziobro wspólnie Panem Ministrem Mariuszem Kamińskim spowodowali aresztowanie doktora G. doprowadzając tym samym do zaprzestania funkcjonowania kierowanego przez niego oddziału kardiochirurgii i całkowitej likwidacji prowadzonego w tym oddziale programu transplantacji serca. Zrobili to w sytuacji, w której na taki ratujący życie zabieg w Polsce czekało około 200 osób, z których większość się nie doczekała i umarła. W maju 2007 w rozmowie w z Konradem Piaseckim w Kontrwywiadzie RMF FM zapytany o sprawę doktora G powiedziałem: ?że to jest człowiek, który zrobił w zeszłym roku 1/3 przeszczepów serca w Polsce. Pan minister Ziobro będzie miał pod koniec roku bilans ? jest wiadoma liczba, ile było przeszczepów w ubiegłym roku i o tyle, o ile będzie mniej, powiedzmy, że to będzie 70 procent z tego, to będzie tyle osób, ile pan Ziobro zabił.?
Wtedy wydawało mi się, że mnie trochę poniosło i nawet na piśmie przeprosiłem Pana Ziobrę za zbyt ostre sformułowania. Poza tym było to powiedziane w maju 2007 i nie było wiadomo, czy Pan Minister Ziobro nie zrobił tego, co zrobił jako odpowiedzialny polityk tj. mając gotowe rozwiązanie problemu tj. przygotowany zapasowy oddział, który natychmiast przejmie czynności oddziału, który likwidował. Wkrótce okazało się, że żadne takie rozwiązanie nie zostało przygotowane. Rozumiem trudność podejmowania decyzji: oto pragniemy dopaść i ukarać przestępcę, ale ten przestępca jest człowiekiem ratującym życie innym, którzy bez niego to życie stracą. Co wybrać? Decyzję Pana Ministra Ziobro znamy.
Ale zostało wtedy też zapowiedziane przedstawienie bilansu tej sprawy i pora go dokonać. W roku 2006 wykonano 93 przeszczepienia serca, w tym około 30 wykonał doktor G. W 2007 roku wykonano tylko 64 przeszczepienia, czyli prawie dokładnie o te 30 mniej które wykonywał doktor G. Ponieważ sam Pan Minister Ziobro przedstawiając zarzuty stwierdził, że 1/3 spośród przeszczepień wykonanych przez doktora G kończyła się niepowodzeniem, to znaczyło, że dwie trzecie kończyły się powodzeniem i gdyby doktor G te zabiegi wykonał, życie minimum 20 osobom. Nie zrobił tego na skutek działań pana Ministra Ziobry, który tym samym powinien ponieść moralną i polityczną odpowiedzialność za śmierć 20 osób w samym tylko roku 2007. Ale to nie koniec tej sprawy. Gdyż są jeszcze skutki odległe. Żaden inny ośrodek transplantacyjny nie przejął na siebie działalności ośrodka kierowanego przez dr. G. Po tym ciosie zadanym przez Pana Ziobrę i jego współpracowników polskiej transplantologii serca ona się do tej pory nie podniosła. O ile w latach poprzedzających aresztowanie doktora G wykonywano w Polsce odpowiednio w 2004 roku 104 przeszczepienia, a w roku 2005 95 przeszczepień serca, to w latach następnych po aresztowaniu doktora G odpowiednio w 2008 roku 61 przeszczepień, w 2009 roku 71 przeszczepień, w 2010 roku 79 przeszczepień i w roku 2011 80 przeszczepień. Ktoś może powiedzieć, ze może nie było kandydatów. Otóż liczba oczekujących w poszczególnych miesiącach roku 2007 wahała się pomiędzy 200 a 265 osób, w 2008 pomiędzy 164-238, a w 2009 pomiędzy 195 a 253 i podobnie w latach następnych. Ta liczba się zmieniała, a jeszcze bardziej zmieniały się osoby, które oczekiwały, gdyż część chorych otrzymywała przeszczep, ale większość po prostu umierała. Bilans netto tej sprawy za trzy lata urósł do 62 (2/3 różnicy pomiędzy liczbą udanych zabiegów przez trzy lata przed i trzy lata po aresztowaniu doktora G) nieboszczyków, a za pięć lat do już ponad 100. I problem trwa, gdyż Polska nadal nie osiągnęła tych blisko 100 zabiegów rocznie wykonywanych przed aresztowaniem doktora G.
Przyjmując najbardziej korzystną dla Pana Ministra Ziobry interpretację sytuacji, z którą się miał zmierzyć, a więc interpretację, że rzeczywiście były uzasadnione podejrzenia znaczącej korupcji (czego póki co sąd nie potwierdza, a wiadomo, że dowody zbierano głównie po aresztowaniu a nie przed), że rzeczywiście były uzasadnione podejrzenia popełnienia błędu w sztuce ze skutkiem śmiertelnym pozostaje pytanie, czy to wszystko uzasadnia pozbawienie 150 ludzi szans na uratowanie życia przeszczepieniem serca, a 100 ludzi na nieuratowanie im życia? Temida powinna być ślepa, ale Temida trzyma w ręku wagę o dwóch szalkach, a nie jednej. I elementarnym obowiązkiem pana Ziobry było uwzględnienie wszystkich skutków swojego działania. Uwzględnienie ?drugiej szalki?.
W chwili decyzji przez Pana Ziobrę i jego współpracowników wszystkie fakty odnośnie ilościowego znaczenia tego co robił doktor G w polskiej kardiochirurgii były znane i tylko szaleniec mógł ich nie brać pod uwagę. A skutki tej decyzji obejmowały przejściową likwidację ośrodka kardiochirurgicznego w szpitalu MSWiA i kolosalne marnotrawstwo, gdyż oddział taki posługuje się niezwykle kosztowną aparaturą, która na dłuższy okres wylądowała w magazynie i wbrew licznym komentarzom sama nie operowała chorych (za co do tej pory nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności). W takiej sytuacji, jeśli polityk decyduje się na działanie eliminujące jedną osobę ratującą życie musi mieć gotowe rozwiązanie: osobę, czy instytucję, która ją natychmiast zastąpi. Po to ma władzę, aby to zrobił.
Nie mnie jest rozstrzygać o niewinności (lub winie) doktora G. Ale jakim prawem polityk skazał na śmierć 150 niewinnych osób, a w odniesieniu do 100 z nich ten wyrok wykonał? A jest to zupełnie minimalna ocena skutków działania tego polityka. Gdyż doktor G. wykonywał setki innych ratujących życie operacji kardiochirurgicznych, które też nie zostały przez nikogo wykonane i chorzy zmarli. W odróżnieniu od przeszczepień serca nie mam tu twardych danych dotyczących liczb tych operacji, więc ich nie uwzględniłem w tym bilansie.
Prof. dr hab. med. Wiesław Wiktor Jędrzejczak
Te same dane w tabeli (źródło: Poltransplant)

przypuszczenie

Mam swoje przypuszczenia, że nieprzypadkowo III RP przydzieliła sprawę Wielkiego Kardiologa i Łapówkarza sędziemu Igorowi Tuleyi. Znalazł się oto odpowiedni sędzia, który potraktował dra Garlickiego nie tylko niezwykle łagodnie, ale i całkiem symboliczny wyrok dodatkowo złagodził swym komentarzem srogo piętnującym nie powszechną korupcję, która się o to wręcz przy okazji tego procesu prosiła!, ile gorliwość instytucji państwa, które wydaly jej zdecydowaną i bezpardonową walkę!
W ten oto sposób sędzia Tuleya przesunął całkiem świadomie akcenty procesu, obniżając społeczną wagę zmory łapownictwa i obciążył za nią nie tych, którzy traktowali ją jak swój chleb powszedni, ale tych, którym nie zabrakło determinacji, by tę zarazę zwalczać! „Przede wszystkim potrzebna jest dobra ekipa, jak ta z którą miałem okazję pracować. Nie robi się całościowych reform przy słabej merytorycznie ekipie. Nawet genialny człowiek (a tacy się zdarzają rzadko) nie jest w stanie pojąć szczegółów wszystkich niezbędnych rozwiązań. Musi więc mieć znakomitych współpracowników i podejmować decyzje w dużej mierze na zasadzie zaufania do nich. Jesli ma słabą ekipę, to albo będzie się nadziewał na miny, albo nic nie zrobi w obawie, że się nadzieje na minę. Gdy mówimy o merytorycznych specjalistach to proszę popatrzeć, czym się zajmują instytuty, które mają poszczególne partie polityczne. Idą na to duże pieniądze podatników. Za te pieniądze mozna by zatrudnić dobrych fachowców, tak aby były na czas rozwiązania. A jacy ludzie stoją na czele tych instytutów i czym te instytuty się zajmują?
PR wszystkiego nie zastąpi. Co więcej, jest ryzykowny na dłuższą metę. Im więcej PR, przy nie najlepszej polityce, tym gorsze rezultaty polityczne na dłuższą metę.”
Mój komentarz
Wiadomo, dobra ekipa, to najważniejszy warunek powodzenia. A coś więcej, panie profesorze?
Jak powiedział kiedyś w Polsce JP2, gdy mu śpiewano „Sto lat” – łatwiej zaśpiewać niż wykonać. To samo jest z ekonomistami – łatwiej teoretyzować niż wdrażać konkretne pomysły.
Gdy przychodzi co do czego, to konkretnych pomysłów malutko, a te które przedstawiają projektanci zmian można o kant stołu rozbić z wielu powodów, a przede wszystkim z jednego – ekonomia, to także polityka, a rynek, to nie zbiór super przewidywalnych podmiotów, a społeczeństwo, to nie zbiór robotów reagujących parametrycznie na decyzje teoretyków.
To powyższe krytyczne moje zdanie o Balcerowiczu nie świadczy o tym, że Tusk w przeciwieństwie do tego ekonomisty ma pomysły na reformy. Bo nie ma, a co gorsza ich nie szuka, a jeśli nawet szuka, to jakoś nie chce tego wyznać obywatelom.
I tym sposobem, w obliczu posuchy inwencyjnej, do głosu mogą dojść politycy lub kandydaci na polityków, którzy są w stanie w każdej sytuacji rzucać pomysłami jak z rękawa. Na to zawsze znajdą się chętni, by błyszczeć choćby przez 5 minut.
Sędzia Tuleya zaprzepaścił tym samym i całkowicie wypaczył aspekt tego procesu i osłabił jego edukacyjny wydźwięk. Zniwelował odstraszający i profilaktyczny wymiar kary. Wymiar sprawiedliwości w osobie Igora Tuleyi wziął w obronę przestępców (zdeterminowanych dających i zdemoralizowanych biorących) i skarcił aparat ścigania przestępców. To przesunięcie akcetów ma oczywiscie swój wymiar i walor polityczny. Tu sędzia Tuleya mógł liczyć na wsparcie licznych pomocników – wrogów IV RP i wrogów państwa wolnego od zarazy korupcji, układzików, koneksji, poplecznictwa, nepotyzmu i niejasnych kryteriów, na których żyznym gruncie kwitnie selekcja negatywna jak kwiaty kąkolu wśród łanów zboża. Jej efektem i dorodnym owocem jest dzisiaj sędzia Igor Tuleya – nieodrodny syn III RP.
A przecież korupcja jest w Polsce zjawiskiem wszechobecnym i niezwykle groźnym. To polska dżuma. Jej oddziaływanie nie dotyczy bynajmniej tylko relacji pacjent – lekarz. Ma ona miejsce wszędzie i towarzyszy załatwianiu wielu spraw wymagajacych kupowanej przez petenta przycholności urzędniczej – od tych drobnych spraw urzędowych (pozwoleń, zezwoleń, koncesji, licencji), objawia się przy smarowaniu przez koncerny farmaceutyczne rzeszy lekarzy za promowanie konkretnych leków, szeroko wlewa się w sferę zamówień publicznych i wszelkie procesy prywatyzacyjne, ma miejsce przy lobbowaniu przy stanowieniu prawa (kupowania ustaw), dotyczy prowizji przy umowach na dostawy, roboty, usługi, itd., itp. Korupcja zżera zdrową tkankę społeczną, niweczy przedsiebiorczość, niszczy konkurencyjność, zaprzecza logice i sensowi ponoszenia wysiłku intelektualnego, torując drogę nędzy intelektualnej i moralnej.
W jej wyniku bogacą się wybrane jednostki (dzisiaj są to beneficjenci III RP) kosztem milionów obywateli. W wymiarze finanowym budżet państwa ponosi krociowe straty liczone rocznie w miliardy zł.
Sędzia Igor Tuleya pomylił najwyraźniej rolę sprawiedliwego sędziego z rolą oskarżyciela posiłkowego IV RP i w efekcie żonglerki politycznej, którą ukwiecił orzeczenie, stanął był po stronie przestępców przeciwko tym, którzy ośmielili się podnieść na nich rekę sprawiedliwości.